Candy Shop
Ta ciemność co za tęczą Pastelowa paleta właściwa dziecięcym pokoikom może zmylić. Obrazom Maćka Wieczerzaka, choć pokryte takimi właśnie kolorami, bliżej do niepokojącej, teletubisiowej psychodelii niż brykającej beztroski. Ostatnio więcej w nich szarości. Subtelna, cicha, kontrastująca z barwnym rozpasaniem, wypełnia pojawiające się na płótnie czaszki, kości, blizny. Te ostatnie to budulec semi-figuratywnych, humanoidalnych postaci o zaciętych „twarzach”, obfitych piersiach i steampunkowej sylwetce.
Choć złożone z czaszek i piszczeli, przypominają bardziej roboty-morderców z Terminatora niż kościotrupy. To zombie na miarę futurystycznych czasów. Można rozbierać je na czynniki pierwsze, doszukiwać się w nich elementów składowych. Wieczerzak igra z naszym postrzeganiem, utrudniając nam obiektywne spojrzenie na całość. Wie, że instynktownie na wypełnionym po brzegi płótnie szukać będziemy znajomych kształtów, które kaskadowo opadają jeden na drugi. Analizować „osobowość” przedstawionych postaci na podstawie tego, co zapełnia worki ich sylwetek.
Ale można też nie poddać się zabawie, za to intuicyjnie zanurzyć się w towarzyszące oglądaniu tych obrazów uczucie zaniepokojenia. Wyczuwamy to nienazwane, tę ciemność co za tęczą, dzieje się tu „coś niedobrego”, czego do końca nie potrafimy określić. Być może na którymś z metapoziomów odbieramy obrazy Wieczerzaka naszym zwierzęcym „ja”. Drażnią nas. Przyciągają i odpychają jednocześnie. Fascynują jak otwarta rana, jak tragedia, której możemy przyglądać się z bezpiecznego miejsca. Zabawa śmiercią, oswajanie jej być może. Żyjemy w końcu w czasach, w których motyw czaszki jest najpopularniejszym nadrukiem na koszulki.
Krzysztof Biernacki